poniedziałek, 17 grudnia 2007

19.11 - Lima

Droga z Limy na poludnie, tzw. Pan American Highway. Zdjecia robilismy zza szyby autobusu.














A ponizej: Ica, niewielkie 200 tys. miasteczko polozone 300 km na poludnie od Limy. Okolo 50 km od Iki znalazlo sie epicentrum trzesienia ziemi, ktore w sierpniu 2007 zrujnowalo ten region.
Po lewej jedna z glownych ulic prowadzaca do Plaza De Armas, a obok cienie chyba Trzech Muszkieterow.




Na srodku: to pierwszy z wieeeelu autobusow, ktorymi dane nam sie bylo poruszac (ten akurat byl bardzo nawet przyzwoity). A obok dziewczyny dopytuja o jutrzejszy autobus do Paracas.




Po lewej: widok na jeziorko w Huacachinie wieczorem.



Przywitanie z wydmami. Wino prosto z jednej z okolicznych bodeg. Na srodkowym zdjeciu probuje siegnac po butelke (tlumacze sie, bo to zdjecie wyglada mi podejrzanie).



"Nie ma, nie ma wody na pustyni, a wielblady nie chca dalej isc, czolgac sie juz dluzej nie mam sily, o jak bardzo bardzo chce sie pic !" Jedno wino to zdecydowanie za malo i postanowilismy jeszcze tego samego wieczora to zmienic ;) /a zdjecia ludzi, ktorzy nosza mocne czolowki nigdy nie wychodza dobrze./




Kolacja z jakze sympatycznym Jesusem, okolicznym sprzedawca wisiorkow, bransoletek i kolczykow. Jesus, to zdjecie po prawej jest dla Ciebie! (mowil, ze jak je dostanie to poczuje sie jak w przedsionku raju, nie bardzo juz pamietam czy chodzilo mu ogolnie o zdjecie czy raczej tylko o Mary :D)



Po lewej: tzw. Proba Liscia , wyciagnietego z kieliszka pisco w wersji pisco-coca. Na pierwszym planie posrodku solidne kieliszki w ktore zaraz zostanie nalana kolejna seria pisco (widac sloik pisco-coca i kawalek pisco-limonkajakas). Barman wyglada na skupionego, ale tak byl zadowolony z nas jako gosci, ze pilismy na koszt firmy (niecodziennie trafiaja sie pijacy z Polski jak widac). I to wcale nie przytyk do szczesliwych i zadowolonych z siebie postaci po prawej :D

Brak komentarzy: